Agnieszka Haponik dyrektor do spraw rozwoju biznesu i marketingu w LeasingTeam Group zwraca uwagę, że choć większość uchodźców nie zna języka polskiego, ofert pracy nie powinno zabraknąć. Uchodźcy to w dużej mierze osoby wykształcone, z klasy średniej, które w Ukrainie miały dobrą, stabilną pracę. Będąc w Polsce, chcieliby żyć na podobnej stopie, zatem dążą do tego, by jak najszybciej się usamodzielnić i znaleźć zatrudnienie. To nie są ludzie, którzy chcą przeczekać wojnę, będąc na zasiłku. Nie do tego są przyzwyczajeni .

 

Zapotrzebowanie na polskim rynku pracy jest ogromne. Z dużymi niedoborami boryka się branża medyczna. Obecnie Ukrainki mogą pracować głównie na stanowiskach asystenckich, ale rząd pracuje nad uproszczeniem procedur tak, by już niedługo mogły zajmować stanowiska lekarzy czy pielęgniarek. Na dużą skalę poszukiwane są opiekunki w żłobkach i przedszkolach, nauczyciele oraz opiekunki osób starszych. Coraz częściej pojawiają się oferty na obsługę klienta w języku ukraińskim. Ze względu na to, że do Polski przyjechało wielu obywateli Ukrainy, firmy zaczynają proponować obsługę w ich języku. Ukraińcy mogą też liczyć na pracę w centrach usług wspólnych (shared services) , które potrzebują np. pracowników do wprowadzania danych liczbowych. Wykonując taką pracę wystarczy podstawowa znajomość języka polskiego lub angielskiego. Firmy wychodzą też naprzeciw pracownikom z Ukrainy, budując zespoły polsko-ukraińskie, czy łącząc pracowników dopiero co przybyłych z tymi, którzy w Polsce są już od dawna i dobrze porozumiewają się po polsku.

 

Z zatrudnieniem nie powinni mieć problemu pracownicy branży IT czy designu. Są poszukiwani m.in. przez agencje reklamowe i kreatywne czy software house’y. W tych branżach jest duże zapotrzebowanie na pracowników i najczęściej wystarczy znajomość języka angielskiego. Zresztą część firm od dłuższego czasu współpracuje już z pracownikami mieszkającymi na Ukrainie – nie jest to nowość na rynku. Poza tymi branżami dostępne są także oferty pracy w produkcji, logistyce, gastronomii, hotelarstwie, stanowiska przy kompletowaniu wysyłek w firmach e-commerce czy inne prace fizyczne.

 

Agnieszka Haponik jest zdania, że na ten moment polski rynek pracy ma wystarczająco dużo wolnych miejsc, by zagospodarować uchodźców z Ukrainy. Choć wg GUS na koniec 2021 roku dostępnych było niecałe 150 tys. wolnych etatów, jej zdaniem to niedoszacowane dane i ta liczba powinna wynosić 500-600 tys., a za chwilę może być jeszcze większa, gdyż pojawią się oferty sezonowe. Choć uchodźców już teraz napłynęło do nas więcej, pamiętajmy że część z nich przemieści się dalej na Zachód, a część z powodów rodzinnych czy zdrowotnych (wieku), nie będzie w stanie podjąć się zatrudnienia. Jedynie mocne spowolnienie gospodarcze spowodowane przedłużającą się wojną może zastopować rozwój rynku pracy.

 

- Od około tygodnia, półtora zainteresowanie pracą wśród przybyłych Ukrainek zdecydowanie wzrosło, jednak w naszej ocenie taka sytuacja nie będzie trwała długo. Dlaczego? Kobiety z Ukrainy, gdy znajdą dzieciom miejsca w szkołach i przedszkolach, nie będą skłonne do zmiany miejsca pracy i zamieszkania, nawet jeśli zaproponujemy im nieco wyższą stawkę godzinową. Cenią sobie bezpieczeństwo i stabilność. Jeśli firmy poszukują pracowników, to teraz jest najlepszy czas na rekrutację. Widzimy zresztą, że duże firmy już się zaangażowały w poszukiwanie pracowników. W tym celu pomagają Ukrainkom w znalezieniu przedszkola czy szkoły dla dzieci, a nawet tworzą w firmach punkty opieki dla pociech. Są też firmy, które decydują się na organizowanie lekcji polskiego dla nowozatrudnionych pracowników z Ukrainy – mówi Agnieszka Haponik z LeasingTeam.

 

– W tej chwili mamy do czynienia głównie z kobiecą emigracją. Wyzwaniem będzie więc obsadzenie typowo męskich stanowisk, które w dużej mierze zajmowali dotychczas mężczyźni z Ukrainy. Zarówno firmy, jak i agencje pracy posiłkują się innymi nacjami, typu Gruzja, Armenia czy Mołdawia. Coraz częściej sięga się też po pracowników z innych kontynentów - Azji, Afryki, a nawet Ameryki Południowej. Firmy szukają jednak dodatkowych rozwiązań. Np. decydują się na modyfikację planów automatyzacyjnych, kładąc większy nacisk na automatyzację prac, które wymagają tężyzny fizycznej lub tak przemodelowują działalność, by przy zachowaniu aktualnego poziomu zatrudnienia mogli zwiększyć udział procentowy kobiet – wyjaśnia Agnieszka Haponik.

 

Więcej na stronie 30. tygodnika „Do Rzeczy” lub online.